185 mld zł. Tyle straciliśmy w 2023 roku z racji nadmiernego spożywania alkoholu

Sławomir Zagórski, OKO.press, Polska

Rocznie z powodu spożywania alkoholu tracimy tyle, ile wynosi cały budżet NFZ. Mieliśmy w ubiegłym roku 56 tys. zgonów, w których alkohol został wskazany jako główna lub współistniejąca przyczyna śmierci. Koszt tych zgonów to 145 mld zł – mówi mgr Bartłomiej Szulc z SGH

Grupa studentów podyplomowych warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej przyjrzała się kwestii spożywania alkoholu w Polsce. Powstała na ten temat praca dyplomowa, której obrona odbyła się 2 czerwca 2025.

„Nasza analiza została opracowana pod koniec 2024 roku i opiera się na najnowszych dostępnych danych, głównie z 2023 roku i lat wcześniejszych. Na tej podstawie oszacowaliśmy, że problem nadmiernego spożycia alkoholu kosztował Polskę przez rok aż 185 mld zł!” – mówi mgr Bartłomiej Szulc, autor części poświęconej kosztom ekonomiczno-społecznym nadmiernego picia alkoholu przez Polaków.

Rozmowa z nim jest dalszej części tekstu.

Grupa z SGH oparła się na metodologii wcześniejszego raportu z lipca 2021 roku „Czynniki wpływające na popyt na alkohol w kontekście kosztów społecznych i ekonomicznych w Polsce” przygotowanego przez dr Katarzynę Obłąkowską i dr. Artura Bartoszewicza ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, który był sygnowany przez Państwową Agencję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.

Raport z 2021 roku zaczynał się od słów: „Alkohol towarzyszy kulturze polskiej od wieków. Jego spożywanie w dużych ilościach jest polską wielowiekową tradycją i normą społeczną”. I jeszcze jeden cytat ze wstępu do ww. raportu. „Zapisy o polskim pijaństwie odnajdywane są już w literaturze XVI-wiecznej. Było ono obecne zarówno wśród szlachty, jak i chłopstwa. Postrzegane było jako chwalebny zwyczaj, dowód szczerości i dobrego wychowania.

Trzeźwość zaś uważana była za grubiaństwo oraz znak skrytości charakteru i podstępności.

W latach 40. XIX w. przeciętny mieszkaniec Polski konsumował w ciągu roku 9,6 l spirytusu. Dziś konsumuje 9,78 l etanolu”.

Długa lista strat

Autorzy liczącego 100 stron dokumentu sprzed czterech lat poświęcają część swoich rozważań społecznym i ekonomicznym kosztom spożywania alkoholu. Podają, iż „w obszarze społecznym nieodpowiedzialne spożycie przekłada się na:

  • wzrost liczby rodzin alkoholowych,
  • traumy,
  • współuzależnienie,
  • syndrom DDA [Dorosłe Dzieci Alkoholików],
  • straumatyzowane i zaniedbane dzieci, a później dorosłych,
  • dzieci z FAS [alkoholowy zespół płodowy],
  • utracone relacje,
  • samotność,
  • utraconą kontrolę nad własnym życiem,
  • obniżoną jakość życia,
  • obojętność na dobro własne i innych ludzi,
  • wypadki,
  • zgony.

W wymiarze ekonomicznym są to:

  • utrata pracy,
  • bezrobocie,
  • ubóstwo,
  • stracone szanse rozwojowe,
  • strata dla budżetów domowych i państwa”.

93 mld w roku 2020

Katarzyna Obłąkowska i Artur Bartoszewicz oszacowali roczne koszty spożycia alkoholu w roku 2020. Przytoczę niektóre z tych danych.

Zdecydowanie największą pozycją w ich wyliczeniach jest przedwczesna śmiertelność wynikająca z nadużywania alkoholu. Autorzy twierdzą, iż straciliśmy z tego powodu aż 84 mld zł.

  • Z kolei 2 mld 061 mln zł to utracona wartość wpływów podatkowych z uwagi na łączną liczbę utraconych lat aktywności zawodowej;
  • 136 mln pochłonęła obsługa prokuratorska zdarzeń będących następstwem spożycia alkoholu;
  • 185 mln – obsługa sądowa spraw w sądach powszechnych będących następstwem spożycia alkoholu;
  • 226 mln wyniosły koszty więziennictwa związane z odsiadywaniem kar przez osoby nadużywające alkoholu;
  • 574 mln – koszty hospitalizacji przypisywane alkoholizmowi;
  • 247 mln – koszty leków refundowanych przez NFZ spożywanych przez osoby nadużywające alkohol;
  • 2 mld 121 mln to wartość utraconego PKB z uwagi na utratę zasobów pracy w wyniku śmiertelności z przyczyn nadużywania alkoholu;
  • 2 mld 043 mln – wartość utraconego PKB z uwagi na wyłączenie z pracy związane z chorobami alkoholowymi.

Łączne koszty społeczno-ekonomiczne wyniosły w roku 2020 93 mld 251 mln 169 692,43 zł.

Nowy raport*

Raport był wielokrotnie omawiany w mediach. W różnych dyskusjach, także w Sejmie, pojawiała się kwota 93 mld zł. Wskazywano, że koszty, jakie ponosi państwo i społeczeństwo, są niewspółmierne do zysków ze sprzedaży alkoholu, akcyzy. I co? I nic. Od dłuższego czasu debatujemy, czy zakazać sprzedaży trunków na stacjach benzynowych, ale nie jesteśmy w stanie dojść tu do konkluzji.

Grupa studentów podyplomowych warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej przyjrzała się ponownie kwestii spożywania alkoholu w Polsce. Powstała na ten temat praca dyplomowa, której obrona odbyła się 2 czerwca 2025.

Autorem części poświęconej kosztom ekonomiczno-społecznym nadmiernego picia alkoholu przez Polaków jest mgr Bartłomiej Szulc. Poprosiłem go o podzielenie się niektórymi danymi z jego pracy.

Sławomir Zagórski, OKO.press: Raport z 2021 roku był dla państwa istotną wskazówką metodologiczną?

Mgr Bartłomiej Szulc: Jak najbardziej. Był dla nas natchnieniem. Metodologicznie w dużej mierze opieraliśmy się na nim.

Nasza analiza została opracowana pod koniec 2024 roku i opiera się na najnowszych dostępnych danych, głównie z 2023 roku i lat wcześniejszych. Na tej podstawie oszacowaliśmy, że problem nadmiernego spożycia alkoholu kosztował Polskę przez rok aż 185 mld zł!

To bardzo duża zmiana w stosunku do wyliczeń sprzed 4 lat. Ówczesny raport zamykał się kwotą 93,3 mld zł, co i tak wydawało się gigantyczną sumą.

To prawda. Szczerze mówiąc, my też przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Przypomnę, że na 2025 rok planowany budżet NFZ początkowo miał wynosić 183,6 mld zł.

A to znaczy, że rocznie z powodu spożywania alkoholu tracimy mniej więcej tyle, ile wynosi cały budżet NFZ.

Wyższa liczba zgonów

Czytając raport z 2021 roku, też od razu porównałem ówczesne koszty spożywania alkoholu z wydatkami NFZ na zdrowie i ta relacja była identyczna. Wówczas było to 93,3 mld (koszty spożycia alkoholu) versus 92,8 mld (wydatki NFZ na zdrowie). Proszę jednak powiedzieć skąd tak wielka różnica w waszych i poprzednich wyliczeniach.

W raporcie dr. Bartoszewicza i dr Obłąkowskiej największą część stanowią koszty przedwczesnych zgonów spowodowanych chorobami od alkoholowymi. Nasi poprzednicy podali, że rocznie tych zgonów w Polsce jest ok. 35 tys.

My, w swojej pracy, oparliśmy się na oficjalnych danych Departamentu Analiz i Strategii NFZ. Uwzględniliśmy wszystkie zgony, gdzie w dokumentacji medycznej jako główne lub współistniejące rozpoznanie wskazano schorzenie powiązane z nadmiernym spożyciem alkoholu. Innymi słowy, wszystkie przypadki, gdy w dokumentacji pojawia się termin „alkohol” jako czynnik przyczyniający się do zgonu.

Stąd wyższa liczba zgonów – ok. 56 tys. rocznie – w których alkohol został wskazany jako główna lub współistniejąca przyczyna śmierci. W efekcie również istotny wzrost kosztów przedwczesnych zgonów z 84 do 145 mld zł.

Łatwo kupić i tanio

Ten wzrost częściowo wynika też z pewnością z inflacji. Ale przede wszystkim chodzi o to, że gdyby ci ludzie byli zdrowi i żyli odpowiednio długo, byliby produktywni, płaciliby podatki, nie osierociliby dzieci.

Oczywiście. Staram się zrozumieć państwo polskie z czysto ekonomicznego punktu widzenia i nie jest to łatwe. Niby wszyscy wiemy, że koszty picia są ogromne, że to palący problem od lat, a jednak jak się popatrzy na te liczby, to człowiek się łapie za głowę.

No bo czym da się wytłumaczyć leseferyzm kolejnych rządzących ekip? Sądzę, że najłatwiej wskazać, że nie jest to po prostu żywa gotówka. Wspomniane 145 mld to nie jest koszt, który państwo polskie musi ponieść. Jest to koszt utraconych korzyści. I dlatego to się gdzieś rozmywa, przechodzi przez palce.

Wspomniał pan o inflacji. To także istotny czynnik, jeśli chodzi o rosnące koszty picia. Jednak moim zdaniem głównym problemem w Polsce, jeśli chodzi o alkohol, jest jego dostępność. Chodzi tu nie tylko o dostępność terytorialną, bo przecież wiemy, że na każdej ulicy w większym mieście znajdziemy więcej punktów sprzedaży alkoholu niż pieczywa. Do tego dochodzi bowiem dostępność ekonomiczna.

W ciągu ostatnich lat cały czas się bogaciliśmy. W 2002 roku przeciętne wynagrodzenie wynosiło 2100 zł, a w 2023 już 7100 zł. Tymczasem cena alkoholu idzie w górę znacznie wolniej niż nasze pensje. W efekcie dostępność ekonomiczna alkoholu cały czas rosła, mimo podnoszonej akcyzy.

Dopiero w 2023 roku lekko zmniejszyła się dostępność piwa, ale ogólnie alkohol w Polsce kupuje się niezwykle łatwo i tanio.

22 mld zł na leczenie

Wspomniał pan, że te 145 miliardów, to nie są pieniądze, które państwo musi wyjąć nagle z kieszeni, tak jak musi wyjąć pieniądze z NFZ, żeby zapłacić za pracę lekarzom i za procedury medyczne.

To jest z kolei ciekawe, bo według naszego raportu, nawet na leczenie urazów związanych z alkoholem czy chorób – bo wiadomo, że człowiek od razu nie umiera, tylko trzeba go leczyć – wydajemy z NFZ 22 mld zł rocznie. A to już są konkretne pieniądze, które trzeba wydać tu i teraz. I jeśli porównamy tę kwotę z dochodami z akcyzy, tytułu zezwoleń na sprzedaż alkoholu i dochodami z tytułu niedawno wprowadzonej opłaty od małpek, dochodzimy łącznie do ok. 16 mld zł. A zatem na samo leczenie urazów i chorób związanych z nadmiernym piciem państwo wydaje więcej, niż na alkoholu zarabia.

Tymczasem to są tylko koszty leczenia. Do tego trzeba doliczyć m.in. koszty wymiaru sprawiedliwości, które szacujemy na miliard 200 milionów. To także koszty wypadków drogowych, koszty rannych w wypadkach czy koszty strat materialnych, które łącznie szacujemy na ok. 7,5 mld.

Proszę zwrócić uwagę, że my się zachowujemy tak, jakbyśmy w ogóle tego nie dostrzegali.

A przecież te koszty stale rosną. Z każdym rokiem będzie ich coraz więcej.

Społeczne przyzwolenie

Widzę tutaj paralelę z tym, w jaki sposób nasze państwo podchodzi do profilaktyki zdrowotnej. Cały czas słyszymy, że łatwiej zapobiegać niż leczyć, ale na profilaktykę wciąż wydajemy minimalny odsetek pieniędzy z NFZ. Nie sądzi pan, że ta niefrasobliwość w podejściu do alkoholu ma też w Polsce silne podłoże kulturowe? Fakt, że my traktujemy alkohol jako miły dodatek do życia, powszechnie obecny i akceptowany.

Zgodzę się, że na profilaktykę w Polsce wydajemy śmieszne pieniądze wobec palących problemów i korzyści, jakie mogłyby nam przynieść, nawet w perspektywie kilku lat. I to by były realnie zaoszczędzone pieniądze.

A jeśli chodzi o alkohol, to na pewno w całej Europie, bo nie tylko w Polsce, kult picia alkoholu jest dość mocny. W Polsce w zasadzie każda impreza okolicznościowa kojarzy się z piciem. A już te wszystkie reklamy, czy te sklepy dyskontowe przebijające się w swoich reklamach typu „5 plus 5” [za 5 puszek piwa, drugie 5 za darmo] czy proponowanie zakupu butelki w postaci prezentu na Dzień Ojca, to jest coś niebywałego, że to się w ogóle dzieje. I że jest na to społeczne przyzwolenie.

Choć trzeba też powiedzieć, że ten trend troszkę się zmienia. Już się mówi, że pokolenie milenijne, które teraz liczy między 20 a 30 lat, tak często nie sięga po alkohol. Zauważamy też, że na rynku coraz mocniej rozpycha się piwo bezalkoholowe.

Ale to powolne zmiany. Na ich efekt trzeba dość długo czekać. Tymczasem problemy, które dziś są związane z nadużywaniem alkoholu, są do rozwiązania już teraz. W tej kwestii naprawdę nie możemy czekać i myśleć, że za 10 czy 20 lat zejdziemy do zadowalającego nas pułapu. 56 tys. zgonów rocznie oznacza, że w ciągu 10 lat stracimy ok. pół miliona ludzi. To odpowiednik dużego miasta.

Rzeczy niepoliczalne

Polska płaci osobom niezdolnym do pracy rentę. W przypadku chorób wynikających z nadużywania alkoholu potocznie nazywa się ją „rentą alkoholową”. Jaki to koszt dla państwa?

W tym roku została ona zwaloryzowana [od marca 2025 wynosi 1878,91 zł dla osób całkowicie niezdolnych do pracy i 1409,18 zł dla osób częściowo niezdolnych]. Rocznie wydajemy na ten cel ok. 50 mln zł.

Z innych spraw – policzyliśmy np. koszty utonięć pod wpływem alkoholu i wyszło nam prawie 280 mln zł.

Pewnych kosztów w raporcie nie uwzględniacie, np. tych związanych z alkoholowym zespołem płodowym.

No nie, to są rzeczy niepoliczalne.

Bo jak można wycenić krzywdę dziecka, które urodzi się z alkoholowym zespołem płodowym?

Na 300 tysięcy urodzeń w Polsce rodzi się 1000 dzieci obarczonych FAS-em. Do tego dochodzą problemy współuzależnionych, syndromy DDA, dorosłe dzieci alkoholików. Jest naprawdę masa rzeczy, których nie da się policzyć. Oczywiście przy tych kwotach, które my tu przedstawiamy, to kropla w morzu. Nie wolno jednak o tych kwestiach zapominać.

Polska zlikwidowała wiele izb wytrzeźwień i przerzuciła na gminy koszty utrzymania tych, które pozostały. Z drugiej strony gminy zarabiają na udzielaniu koncesji na otwarcie punktu sprzedaży lub spożywania alkoholu. Gminom się to opłaca?

Nie bardzo. W samym roku 2022 z pozwoleń na sprzedaż alkoholu dla sklepów czy dla gastronomii gminy uzyskały w sumie ok. miliarda 100 milionów zł. Ale ta kwota nie idzie w całości do nich. 50 proc. z tego dostaje Narodowy Fundusz Zdrowia. To samo dzieje się z podatkiem od sprzedaży małpek.

Tymczasem gminy ponoszą koszty nie tylko utrzymania izb wytrzeźwień, ale także wszystkich programów edukacyjnych, działań profilaktycznych, szkolenia pracowników, działalności miejsc pomocy dzieciom z grup ryzyka itd. Te aktywności kosztowały gminy w roku 2022 ok. miliarda zł. Więc trudno mówić tutaj o robieniu jakiegoś interesu na alkoholu.

Trzeba bić na alarm

Państwa raport został już gdzieś opublikowany?

Nie. Niedługo na uczelni będziemy bronić jej tez.

Ale przecież w tej sprawie trzeba bić na alarm. Prawie 200 mld zł rocznie. Plus tragedie tysięcy ludzi i ich rodzin. Czy naprawdę stać nas na coś takiego?

Będziemy się starać te dane opublikować, chociażby moją część finansową. Uważam bowiem, że nic tak nie przemawia do polityków, jak twarde dane, od których nie można odwracać wzroku, tylko faktycznie coś z tym zrobić.

My w naszej pracy rekomendujemy pewne rozwiązania. Od ograniczenia sprzedaży alkoholu (chodzi o zakaz sprzedaży alkoholu w małych pojemnościach, czyli tzw. małpek, a także zakaz sprzedaży w godzinach nocnych), po moją główną rekomendację – minimal unit pricing, czyli minimalną cenę referencyjną za jednostkę alkoholu. Ta kwestia była także poruszana w poprzednim raporcie.

Proszę to wyjaśnić.

Minimal unit pricing to taka polityka cenowa, która zakłada, że ustalamy jakąś cenę za wybraną jednostkę czystego alkoholu etylowego.

My postulujemy, żeby była to kwota 3,50 zł za 10 gram. czystego alkoholu.

Byłaby to minimalna cena, za jaką można sprzedać dany produkt z odpowiednią zawartością alkoholu.

Przy takim założeniu półlitrowa butelka 40 proc. wódki zawierająca 160 gram czystego etanolu powinna kosztować minimalnie 56 zł. Do tego trzeba doliczyć podatek, akcyzę, zysk producenta i wszystkich pośredników. Byłby to oczywiście ogromny skok cenowy na większość alkoholi, przede wszystkim wysokoprocentowych. Może tylko minimalna cena niskoalkoholowych piw byłaby niższa niż obecnie.

Dodam, że minimal unit pricing zostało z sukcesem wprowadzone w Szkocji i w Walii, a ostatnio także w Irlandii. W Irlandii minimalna cena referencyjna wynosi 1 euro za 10 gram. czystego alkoholu.

My z racji tego, że nie mamy tak silnej siły nabywczej, jak Irlandczycy, określiliśmy ją na poziomie 0,9 euro, co w przeliczeniu dało nam 3,88 zł. Ustaliliśmy jednak, że lepiej na ten moment zaproponować 3,50 zł. Może taka stawka powinna obowiązywać w fazie przejściowej, bo wolelibyśmy, żeby to było nawet 4 złote.

Skutki takiej polityki są widoczne od razu. W Szkocji już rok po jej wprowadzeniu odnotowano 13 proc. mniej zgonów powiązanych z alkoholem. Gdybyśmy zdecydowali się na taki krok, widzielibyśmy jak na żywym organizmie, czy to działa i jak możemy tym dalej sterować.

Kwestia politycznej odwagi

W Polsce taka zmiana nie przejdzie. Jeśli dołożymy do postulowanych przez was 56 zł kilka dodatkowych opłat, butelka wódki kosztowały ok. 80-90 zł. Cztery razy więcej niż dziś. Na to nie odważy się żaden polityk.

Tak, to jest właśnie kwestia odwagi politycznej. Tylko, jeżeli teraz politycy się nie odważą, w pewnym momencie mogą stanąć przed ścianą i to już nie będzie kwestia odwagi, tylko przymusu. Czy nie lepiej już teraz zacząć prowadzić konsultacje społeczne w tej sprawie, jakoś to społeczeństwo ukierunkowywać?

Nie twierdzę, że taki skok cenowy ma się dokonać z dnia na dzień, ale uważam, że trzeba zacząć edukować ludzi na temat wszystkich skutków picia. Może wtedy będzie większe zrozumienie i pojawi się odwaga, żeby coś tutaj zmienić.

To główny wynik naszej pracy i dlatego chcielibyśmy ją przedstawić obywatelom.

Cały sens tej roboty, sprowadza się do tego, żeby pokazać ludziom, że na piciu tracimy nie tylko zdrowie i życie, ale także gigantyczne pieniądze.

To dotyczy nas wszystkich.

W Polsce prowadzono badania ankietowe, w których ponad 15 proc. uczestników odpowiedziało, że alkohol w Polsce jest zbyt tani. A więc jest jakaś przestrzeń, by rozmawiać na ten temat.

*Raport stanowi część pracy dyplomowej przygotowanej w ramach programu EMBA w Ochronie Zdrowia, prowadzonego przez Szkołę Główną Handlową w Warszawie oraz Warszawski Uniwersytet Medyczny. Planowana jest również publikacja danych w formie monografii lub raportu eksperckiego po zakończeniu procedury obrony.

Read Full ArticleOKO.press
Latest news
Related news

LEAVE A REPLY

Please enter your comment!
Please enter your name here