Rząd nie chce realizować kamienia milowego z KPO. „Interes pojedynczych partii”

Jakub Szymczak, OKO.press, Polska

Polska zamierza wprowadzać korekty do KPO, by nie oskładkować wszystkich umów cywilnoprawnych. Specjalista od ubezpieczeń społecznych dr Tomasz Lasocki uważa, że to błąd. „Po co generować sobie problem w przyszłości, skoro moglibyśmy go nie mieć?” – mówi ekspert

Polska – choć zobowiązała się do tego w Krajowym Planie Odbudowy – wzbrania się przed oskładkowaniem wszystkich umów cywilnoprawnych.

Pełna treść kamienia milowego, do którego realizacji Polska się zobowiązała, brzmi:

„Wejście w życie nowelizacji ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych ograniczającą segmentację rynku pracy i zwiększającą ochronę socjalną wszystkich osób pracujących na podstawie umów cywilnoprawnych, poprzez objęcie tych umów składkami na ubezpieczenia społeczne”.

Według projektu uchwały rządowej o rewizji KPO:

„Polska proponuje alternatywną reformę, w związku z tym, że obecna struktura różnych form zatrudnienia w Polsce nie powoduje silnego zróżnicowania pracowników pod względem zabezpieczenia emerytalnego”.

Problem narasta

Zapytany przez nas o komentarz do tego fragmentu dr Tomasz Lasocki z Wydziału Administracji i Nauk Społecznych Politechniki Warszawskiej, ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich odpowiada:

„To nie jest prawda. Problem nie zmniejsza się, a narasta. Dzisiaj optymalizacja nie dotyczy tylko umów cywilnoprawnych, ale dużym problemem są też umowy B2B. I rządy PiS i rządy PO dołożyły się do tego, by umowa B2B opłacała się bardziej niż zatrudnienie pracownika”. Wiceminister funduszy i polityki regionalnej Jan Szyszko 12 stycznia napisał w mediach społecznościowych:

„Oskładkowanie wszystkich zleceń to fatalny pomysł. Usztywni rynek pracy, pracownicy dostaną mniej na rękę, pewnie zwiększy się szara strefa. Chcemy poprawiać ochronę społeczną pracowników, ale przy okazji wolimy nie rujnować rynku pracy. Proponujemy działać punktowo: wzmacniać PIP i ulepszać zasady naliczania stażu pracy. Do takich rozwiązań przekonujemy Komisję Europejską. Efekty rozmów niebawem”.

Dr Lasocki nie zgadza się z taką oceną:

„Wiem, że dla biznesu ewentualna reforma z oskładkowaniem umów nie byłaby problemem. To dlaczego jej nie przeprowadzić? Bardziej dotkliwa dla budżetu firm była reforma przegłosowana w 2015 roku i wprowadzona w 2016 roku – która zmuszała do odprowadzania składek na zleceniu przynajmniej od minimalnego wynagrodzenia” – komentuje ekspert. I przypomina, że wówczas wiele osób przepowiadało, że gospodarka się zawali.

„Nic się nie stało – zatrudnienie wręcz wzrosło. Tutaj byłoby tak samo. Mamy prosty kamień milowy, który nie będzie kosztował dużo, bo problem – jak twierdzą przecież niektórzy przedstawiciele rządu – jest dużo mniejszy niż kiedyś”.

Lepiej zapobiegać niż leczyć

W zamian za rezygnację z pełnego oskładkowania umów cywilnoprawnych rząd proponuje między innymi zaliczenie stażu pracy przepracowanego na umowach zlecenie do podstawy świadczeń w przyszłości. Inna propozycja to wzmocnienie Państwowej Inspekcji Pracy. „PIP to jest plaster. A problemy z oskładkowaniem to jest rana. Powinniśmy znaleźć sposób, by ta rana nie powstawała, a nie przyklejać na nią plasterek” – tłumaczy obrazowo dr Lasocki.

„PIP będzie miał tym więcej pracy, im więcej będzie dostępnych sposobów oskładkowania. Dla przedsiębiorców to też nie jest dobre rozwiązanie. Jeżeli przedsiębiorca usłyszy, że za każdą zapłaconą pracownikowi złotówkę musi odprowadzić tyle i tyle groszy, to będzie wiedział, na czym stoi i będzie wiedział, jak może konkurować na rynku. A jeśli słyszy, że ma ileś różnych możliwości, to trudno o stabilizację”.

Ekspert przypomina też, że PIP już w tej chwili ma duże problemy kadrowe.

„Nie znajdziemy nagle tysięcy dodatkowych urzędników. A poza tym, po co rzucać do walki urzędnika, skoro możemy załatwić coś bez tego urzędnika? Kończy się to tak, że system jest skomplikowany, ludzie optymalizują jak mogą. Jednych PIP przyłapie, innych nie. A lepiej zapobiegać niż leczyć, wprowadzić proste i równe zasady”.

Fikcyjne samozatrudnienie

Przypomnijmy – fikcyjne samozatrudnienie to sytuacja, w której osoba świadczy pracę dla jednego pracodawcy, ale zamiast robić to na umowie o pracę, zakłada jednoosobową firmę, która świadczy usługi dla jednego pracodawcy. W ten sposób osoba prowadząca jednoosobową działalność może opłacić dużo niższe składki społeczne i zdrowotne. Dziś otrzyma więcej na rękę, ale będzie miała niższą emeryturę w przyszłości.

W 2022 roku Polski Instytut Ekonomiczny szacował, że fikcyjnych jednoosobowych firm między 2010 a 2020 rokiem było między 134 a 177 tys.

To nie tylko kwestia indywidualnego wyboru, ale też poważny problem społeczny. Jeżeli dana osoba zaliczyła 25 lat (mężczyźni) lub 20 lat (kobiety) okresów, w których odkładane były składki emerytalne, państwo gwarantuje emeryturę minimalną. Ale jeśli składki były niskie i nie gwarantują emerytury wyższej niż minimalna, państwo musi za to zapłacić. Innym problemem są ci, którzy nie zaliczyli wystarczającego czasu okresów składkowych. Wówczas emerytura może być niższa niż minimalna. Takich osób jest dziś w Polsce ponad 300 tys., ale problem ten wciąż rośnie.

Ubodzy emeryci to natomiast problem dla państwa i potencjalny wzrost ubóstwa.

Nowy system nie wybacza

Dr Lasocki: „Skoro zmieniliśmy sposób wyliczania emerytury, który karze za każdą nieopłaconą składkę, to powinniśmy eliminować sytuacje, w których da się nie opłacić składek. Stary system takie błędy wybaczał, obecny nie.

Gdybyśmy nie mieli reformy w 1999 roku, to mógłbym powiedzieć, że młoda osoba, która jakiś czas nie opłaci składki, może to później nadrobić. Ale dziś funkcjonuje to inaczej. Liczy się każda opłacona i nieopłacona składka. Im częściej się tych składek unikało, tym większy czeka szok w momencie przejścia na emeryturę”.

Stopa zastąpienia mówi nam jaki odsetek ostatniej pensji stanowi pierwsza emerytura. Jeżeli ktoś przed przejściem na emeryturę zarabiał 6 tys. zł, a jego pierwsze świadczenie wynosi 3 tys. zł, to stopa zastąpienia wynosi 50 proc. W 2013 roku średnia stopa zastąpienia wynosiła 53 proc. Według Komisji Europejskiej w 2040 roku będzie to 32 proc., w 2050 – 27 proc.

„Gdyby takich osób było niewiele, można byłoby przykładać do tej sprawy mniejszą wagę” – mówi nam dr Lasocki – „To podobna sprawa, jak w przypadku kredytów frankowych. Gdyby wzięło je kilka osób, można wtedy machnąć ręką i powiedzieć, że byli nierozważni. Ale gdy było to powszechne, stało się to problem społeczny, który stał się atrakcyjny dla sił politycznych. Mamy miliony osób, które czeka szok emerytalny i ich tez kiedyś zagospodarują siły, które obiecają im „wyrównanie” za składki, które nie zostały opłacone. Ale pytanie brzmi: po co generować sobie problem w przyszłości, skoro moglibyśmy go nie mieć?”

Skuteczny lobbing

Dlaczego więc, skoro nie jest to duży koszt, a jest to społecznie korzystne, tak wzbraniamy się przed reformą?

Zdaniem dr. Lasockiego to kwestia interesów pojedynczych partii.

„Rezygnacja z oskładkowania i próba innej reformy w zamian wychodzi z części środowiska Polski 2050. Mniejszość firm, która by na tej reformie straciła, jest gotowa lobbować za tym, żeby utrzymywać dotychczasowe rozwiązanie”.

Read Full ArticleOKO.press
Latest news
Related news

LEAVE A REPLY

Please enter your comment!
Please enter your name here