Maria Pankowska, OKO.press, Polska
Janusz Jabłoński, szef firmy Berm, usłyszał prawomocny wyrok za organizowanie zmowy przetargowej. Mimo podejrzanej przeszłości i prokuratorskich zarzutów, które ciążyły na nim od ponad dekady, w czasie rządów PiS bez problemu wygrywał publiczne przetargi
O JANUSZU Jabłońskim, prezesie agencji eventowej Berm, pisaliśmy w OKO.press w maju 2024 roku. Ujawniliśmy, że przez cały okres rządów PiS biznesmen realizował zamówienia publiczne warte dziesiątki milionów złotych. Intratne zlecenia na organizacje wydarzeń dostawał od ministerstw, rządowych agencji, spółek Skarbu Państwa i samorządów.
Jabłoński wygrywał przetargi, mimo że jest bohaterem skandalu korupcyjnego z czasów rządów PO-PSL – tzw. infoafery. Chodziło w niej o sowite łapówki, które koncerny informatyczne płaciły za zdobycie kontraktów na dostawę nowoczesnych systemów dla polskich urzędów. Janusz Jabłoński miał być mózgiem tej operacji, łączyć branżę IT z dyrektorem Centrum Projektów Informatycznych MSWiA, któremu wręczył łapówki warte co najmniej 1,1 mln zł.
Choć afera wybuchła jeszcze w 2011 roku, a politycy (zwłaszcza PiS) domagali się sprawnych rozliczeń, część prokuratorskich śledztw ciągnie się do dziś. Janusz Jabłoński w międzyczasie został oskarżony w kilku pobocznych wątkach infoafery. Chodziło o ustawiane przetargi.
W jednej ze spraw 23 maja 2024 roku zapadł prawomocny wyrok: Jabłoński został skazany.
Sąd Okręgowy w Warszawie podtrzymał orzeczenie sądu pierwszej instancji. Uznał, że biznesmen dopuścił się przestępstwa „utrudniania przetargu” z art. 305 kodeksu karnego oraz pomagał fałszować dokumenty przetargowe (art. 18 par. 3 kk w związku z art. 270 par. 1 kk). Wyrok: 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 miesięcy. Oraz grzywna w wysokości 150 tys. złotych. Sąd postanowił też obciążyć Jabłońskiego dużą częścią kosztów procesu: 30 tys. 300 zł.
Janusz Jabłoński w rozmowie z nami zapowiada, że od wyroku złoży kasację do Sądu Najwyższego. Prosił, żeby przedstawiać go w artykule z pełnym nazwiskiem.
Prokurator: „Nie jestem zadowolony”
Sprawa, w której skazano Jabłońskiego, dotyczyła przetargu z 2011 roku, ogłoszonego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Resort szukał firmy, która zajmie się kompleksową obsługą spotkań i konferencji organizowanych z okazji polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej.
Mowa o dużym zamówieniu, wartym 34 mln zł.
Jabłońskiego oskarżono o organizowanie zmowy przetargowej: dogadanie się z firmami, które pozorowały konkurencję dla konsorcjum trzech podmiotów, w tym spółki Easylog, powiązanej z Jabłońskim. Wg prokuratury biznesmenowi pomogła zażyła znajomość z urzędniczką MSZ i szefową komisji przetargowej, która później została jego żoną i współpracowniczką (sprawa jej udziału w zmowie nadal jest w toku, wyrok uniewinniający został uchylony).
Sąd pierwszej instancji, tłumacząc skazujący wyrok dla Jabłońskiego, napisał, że „uzasadnione jest przyjęcie, że to Janusz Jabłoński był głównym organizatorem przedsięwzięcia”, w wyniku którego zamówienie de facto „utraciło cechę przetargu publicznego”.
Prokurator Andrzej Michalski w apelacji domagał się dla biznesmena surowszej kary i bezwzględnego więzienia. Wskazywał na wysoką szkodliwość społeczną czynu i arogancką postawę Jabłońskiego. Śledczy uważa, że przetarg był przeszacowany o kilkanaście milionów złotych, a nadprogramowe pieniądze poszły m.in. na konto Jabłońskiego.
„Nie jestem zadowolony. Te kary nie są po naszej myśli, są bardzo łagodne. W kasacji nie mam możliwości zaskarżenia kary, chyba że sąd popełnił błąd przy procedowaniu. Do tego będę musiał jednak zobaczyć uzasadnienie” – zdradza Michalski w rozmowie z OKO.press.
Prokurator wskazuje, że art. 305 kodeksu karnego został w międzyczasie znowelizowany, zmiany weszły w życie w październiku 2023 roku. Obecnie kary grożące osobom ustawiającym przetargi są dużo surowsze.
Maksymalna kara dla Janusza Jabłońskiego wynosiłaby dziś nie trzy lata więzienia, a osiem lat. Ale prawo nie działa wstecz.
„Odpowiadał karnie na podstawie przepisu w starym brzmieniu. Sąd zostawił kary w zawieszeniu. Natomiast pan Jabłoński jest prawomocnie skazany, nie może się tłumaczyć, że jest niekarany” – podkreśla prok. Michalski.
Przetargi dla każdej władzy
Skazanie Jabłońskiego teoretycznie powinno utrudnić mu start w publicznych przetargach. Te od lat są główną osią jego działalności. Zmieniają się natomiast branże i rządy, z którymi współpracuje biznesmen.
Po ujawnieniu infoafery Jabłoński porzucił branżę informatyczną i jako firma Berm zajął organizacją wydarzeń. W 2015 roku przekonwertował się na współpracę z rządem PiS. Okazało się to opłacalne. Kontrakty warte niemal 60 mln zł, które Berm pozyskała w latach 2016-2023 i które opisywaliśmy w OKO.press, nie uwzględniają dużych zleceń od spółek skarbu państwa. Bo spółki – w tym np. Orlen – odmawiały nam informacji o umowach z Jabłońskim, powołując się na tajemnicę przedsiębiorstwa.
Zgodnie z ustawą o zamówieniach publicznych (art. 108) wykonawcy skazani z art. 305 kk nie mogą być brani pod uwagę w publicznych przetargach. Firma Berm działa jednak na rynku jako spółka komandytowa, a Janusz Jabłoński nie figuruje w jej władzach (jest prezesem firmy Berm sp. z o.o., czyli spółki „założycielki” Berm sp. k.). Co prawda Jabłoński był przez lata prokurentem w Berm sp. k. – czyli osobą upoważnioną do reprezentowania spółki – ale z tego stanowiska zrezygnował jesienią 2023 roku.
Ministerstwo Cyrfyrzacji, które wiosną 2024 pytaliśmy, czy domagało się od Jabłońskiego oświadczenia o niekaralności przy ostatnim dużym przetargu, stwierdziło, nie miało takiego powodu. Właśnie ze względu na konstrukcję firmy Berm i rezygnację Jabłońskiego z funkcji prokurenta.
Wygląda więc na to, że Berm może bez przeszkód działać dalej i ubiegać się o państwowe zlecenia.
Jabłoński jest oskarżonym jeszcze w trzech sprawach, które obecnie toczą się przed sądami drugich instancji. Prokuratura zarzuca mu wpływanie na przetargi w MSWiA, Komendzie Głównej Policji i Głównym Urzędzie Statystycznym. Prok. Michalski nadal prowadzi wobec Jabłońskiego postępowanie w głównym wątku infoafery dotyczącym firmy IBM. Zarzuty dla biznesmena dotyczą łapówkarstwa i prania pieniędzy.
Przeszłość zostawić za sobą
Ale kłopoty z prawem Janusza Jabłońskiego to nie tylko rozliczenia łapówkarskiej afery sprzed lat.
Byli pracownicy i współpracownicy Berm, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że Jabłoński ich oszukiwał i od lat notorycznie nie płacił podwykonawcom. Niektórzy dochodzą swoich należności przed sądem i Państwową Inspekcją Pracy. Przez te problemy jesienią 2023 roku Berm została wyrzucona ze Stowarzyszenia Branży Eventowej. Ma już na koncie prawomocne wyroki z nakazem zapłaty.
„Żartowaliśmy ze współpracownikami, że 20-30 proc. naszego czasu pracy to tłumaczenie się podwykonawcom z tego, gdzie są pieniądze i skąd tym razem opóźnienie w płatności” – tak pracę w Berm wspominał w rozmowie z nami Mateusz*, przez kilka lat zatrudniony u Jabłońskiego.
Firma Berm do dziś nie rozliczyła się np. z ekipą filmową pracującą przy dokumencie o pedofilii pt. „Bagno”, autorstwa Mariusza Zielkego. Za drugą część filmu Jabłoński zalega filmowcom ponad 200 tys. złotych.
Jeszcze w lipcu 2024 roku Radio Poznań informowało, że Berm nie wywiązała się z umów na organizację imprezy dla miłośników psów w Poznaniu, tzw. „Kejtrówki”. Kilkanaście osób nie dostało wynagrodzenia.
Grupa poszkodowanych podwykonawców na początku 2024 roku złożyła na Jabłońskiego doniesienie do prokuratury. Chodzi o przestępstwo oszustwa z art. 286 kodeksu karnego. Sprawa jest w toku.
Jabłoński, który dostawał wielomilionowe zlecenia od rządu PiS, dziś przedstawia się jako ofiarę poprzedniej władzy. I przekonuje, że nie płaci, bo „dostał po głowie” za stawianie się PiS. Równolegle kreuje się na eksperta w nowej branży: AI, czyli sztucznej inteligencji. Berm oferuje już szkolenia z tej dziedziny, sesja kosztuje 15 tys. zł netto. Niedawno Jabłoński założył też dwie nowe spółki o nazwie Event.AI – z o.o. i komandytową.