Wojciech Kość, OKO.press, Polska
„Nie sądzę, żeby ten zapis utrudniał skuteczną ochronę przyrody” – mówił poseł Bogdan Pęk w 2000 roku, proponując powstanie samorządowego weta w sprawie powoływania nowych parków narodowych. Sejm, akceptując jego pomysł, zablokował ochronę przyrody na lata
Jest 14 września 2000 roku. Posłowie Sejmu III kadencji przystępują do pierwszego czytania zmian w ustawie o ochronie przyrody. Na mównicę wchodzi poseł Bogdan Pęk z Akcji Wyborczej „Solidarność” – niegdyś pierwszej siły polskiej prawicy, z której w 2001 roku narodziło się Prawo i Sprawiedliwość. Poseł zgłasza poprawkę do projektu ustawy.
- W art. 14 jest zapis: „po zasięgnięciu opinii samorządu terytorialnego”, co oznacza tyle, że można bez zgody samorządu terytorialnego zakładać nowe parki narodowe, ze wszystkimi konsekwencjami takich decyzji. „Nie można chyba w dobie wolnego państwa demokratycznego wprowadzać takich uproszczeń i wyciągać wniosków, że samorząd nie jest zdolny do racjonalnego myślenia i że nie można się z nim dogadać tak, żeby był wilk syty i owca cała” – mówi Pęk.
- „Proponuję zatem, aby (…) zastąpić wyrazy »po zasięgnięciu opinii« wyrazami »po wyrażeniu zgody«. Nie sądzę, żeby ten zapis utrudniał skuteczną ochronę przyrody” – kończy wystąpienie poseł, nie zdając sobie zapewne sprawy, że właśnie na niemal ćwierćwiecze pogrzebał wysiłki naukowców i aktywistów na rzecz zakładania nowych parków narodowych w Polsce.
(Dla zainteresowanych całą dyskusją: stenogram posiedzenia, strona 182)
24 maja to Europejski Dzień Parków Narodowych. Data nie jest przypadkowa. Tego dnia w 1909 roku powołano w północnej Szwecji pierwszy europejski park narodowy – Sareks Nationalpark. W Polsce zaczęliśmy obejmować cenne tereny najwyższą formą ochrony przyrody w latach 30. XX wieku. Pieniński i Białowieski PN powołano w 1932 roku. Dziś mamy 23 parki narodowe – ostatni z nich, Ujście Warty, powstał w 2001 roku. W OKO.press z okazji Dnia Parków Narodowych przyglądamy się terenom, które zasługują na ochronę i przepisom, które to utrudniają.
Dolna Odra przerwie smutę?
Od wejścia w życie ustawy o ochronie przyrody w brzmieniu zaproponowanym m. in. przez posła Pęka w Polsce nie powstał żaden nowy park narodowy (obecnie po nowelizacjach zapisy dotyczące tworzenia parków narodowych brzmią nieco inaczej, jednak sens pozostał).
Smutę ma szansę zakończyć powołanie Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry jeszcze w tym roku. Na końcówkę maja 2025 r. zaplanowano głosowanie uchwały rady powiatu gryfińskiego w tej sprawie. Powiat jest ostatnią jednostką samorządową, która ma wyrazić (bądź nie) zgodę na powołanie parku. Wcześniej zgód udzieliły samorządy Szczecina, gmin Widuchowa i Kołbaskowo, rada powiatu polickiego i sejmu województwa zachodniopomorskiego. By powołać pakt narodowy trzeba więc zgód sześciu (sic!) samorządów różnych szczebli.
Obowiązujące od ponad 20 lat przepisy skutecznie blokują więc tworzenie nowych parków narodowych i nawet niewielkie powiększanie istniejących – wszystko przez jedno słowo w ustawie, które daje samorządom prawo weta bez konieczności uzasadnienia decyzji. W praktyce oznacza to, że grupa kilkunastu radnych, często bez przygotowania przyrodniczego, może zablokować decyzję o ochronie terenów należących do Skarbu Państwa.
„Nie ma woli politycznej”
Obecnie parki narodowe zajmują zaledwie 1 proc. terytorium Polski. Według przygotowanego w 2023 roku raportu Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze obszar ten mógłby powiększyć się ponadtrzykrotnie dzięki utworzeniu 25 nowych parków narodowych i powiększeniu kilku istniejących. „Zdajemy sobie sprawę, że jest również potrzebna polityczna wola dotycząca odblokowania patowej sytuacji, która wynika z nałożenia ustawowej blokady na tworzenie nowych i poszerzanie istniejących parków narodowych” – czytamy w raporcie.
(Na zdjęciu głównym Puszcza Borecka – która według raportu powinna być parkiem narodowym)
„Nie ma woli politycznej” – mówi anonimowo OKO.press poseł rządzącej koalicji, zapytany o szanse zmiany feralnego przepisu ustawy. Ochrona przyrody, obecna w kampanii przed wyborami parlamentarnymi w roku 2023 jak jeszcze nigdy – kto pamięta spotkania na temat ochrony mokradeł z kandydatem koalicji na ministra finansów? – zniknęła całkowicie w kampanii prezydenckiej.
Zapisy umowy koalicyjnej dotyczące ochrony przyrody pozostały głównie na papierze. Choć należy oddać wiceministrowi klimatu i środowiska Mikołajowi Dorożale, że przynajmniej doprowadził do publicznej dyskusji na temat gospodarki leśnej, łowiectwa, czy (prawie) dopiął powstanie Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry. Niemniej starania ministra spotykają się z gigantycznym oporem – jak w soczewce pokazując faktyczny brak polityki prośrodowiskowej w koalicji rządzącej.
Samorządy w roli sędziów
Tymczasem samorządy świetnie ustawiły się w roli sędziów tego, co państwo może zrobić w kwestii ochrony przyrody, działając w pewnym sensie wbrew Konstytucji. Ta mówi wprost, że „Rzeczpospolita Polska (…) zapewnia ochronę środowiska, kierując się zasadą zrównoważonego rozwoju”.
Gdy na początku 2025 roku marszałek województwo warmińsko-mazurskiego w czasie – jak opisują uczestnicy – luźnej rozmowy z samorządowcami gmin Dubeninki i Gołdap, a także ze starostą powiatu gołdapskiego napomknął o pomyśle utworzenia parku narodowego na terenie obecnego Parku Krajobrazowego Puszczy Rominckiej, wybuchła burza.
Radni gminy Dubeninki na specjalnie zwołanej sesji przegłosowali jednomyślnie uchwałę, w której Rada Gminy „wnosi stanowczy sprzeciw i nie wyraża zgody na rozszerzenie sposobu ochrony zasobów przyrody [na terenie gminy]. Rada Gminy Dubeninki stoi na stanowisku, że utworzenie parku narodowego jest niekorzystne dla rozwoju regionu oraz sytuacji bytowej mieszkańców”.
Co wójt myśli o parku?
W rozmowie z OKO.press wójt gminy Dubeninki Łukasz Balczun jest już mniej stanowczy.
„Rzeczywiście na początku roku pomysł utworzenia parku narodowego pojawił się w rozmowie z marszałkiem. Niestety, nasza rada gminy oraz część mieszkańców od razu wyraziła stanowczy sprzeciw. Prywatnie od zawsze byłem przeciwny utworzeniu parku, jednak kiedy zacząłem zgłębiać temat z perspektywy wójta, dostrzegłem, że – przy odpowiedniej woli mieszkańców i rady – rozmowa na ten temat byłaby możliwa. Prawo dopuszcza bowiem taką możliwość, by granice parku i jego otuliny ograniczyć wyłącznie do terenów leśnych. W takim układzie jego powierzchnia byłaby mniejsza niż obszar obecnego parku krajobrazowego i nie miałaby takiego wpływu na lokalną gospodarkę” – mówi wójt Balczun. Według wspomnianego wyżej raportu Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze Puszcza Romincka to kompleks leśny cechujący się „wysoką różnorodnością siedlisk leśnych, w tym takich, które występują prawie wyłącznie w tej części Polski. (…) Jest ona miejscem występowania rzadkich i chronionych gatunków kręgowców i bezkręgowców. Dodatkowo nie podlega wzmożonej antropopresji w postaci masowej turystyki, rolnictwa, zabudowy czy przemysłu”.
Raport fundacji bywał krytykowany za zbyt liberalną ocenę rzeczywistej wartości terenów proponowanych parków narodowych. Niemniej takich terenów w Polsce jest sporo.
Park na mokradłach
Od kilku lat lokalne społeczności i władze do wsparcia pomysłu ustanowienia Sobiborskiego Parku Narodowego w województwie lubelskim przekonuje między innymi Krzysztof Gorczyca z Towarzystwa dla Natury i Człowieka. Chodzi o lasy dziś objęte ochroną w ramach parku krajobrazowego na terenie gmin Włodawa, Hańsk i Wola Uhruska.
„Spośród terenów pozbawionych statusu parku narodowego to przyrodnicza czołówka w Polsce. Pod względem liczby gatunków i ich znaczenia to miejsce wyjątkowe – dla wielu z nich to jedno z nielicznych, a czasem jedyne takie siedlisko w kraju. Przykładem jest żółw błotny, którego europejska populacja ma tu swoje centrum. Inny kluczowy gatunek to puszczyk mszarny, nieobecny w Polsce od czasów II wojny światowej, a kilkanaście lat temu zaobserwowany właśnie tu” – mówi OKO.press Gorczyca.
„Choć część obszaru zajmują lasy posadzone na dawnych gruntach rolnych, niemal połowę stanowią bagna, mokradła i jeziora, które razem tworzą ekosystem o ogromnej różnorodności biologicznej” – dodaje Gorczyca.
Park narodowy otwarty dla wszystkich
Społecznik zastrzega, że – podobnie jak w przypadku Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry – da się tak wytyczyć granice Sobiborskiego Parku Narodowego, by nie wiązało się to ze zbyt dużą ingerencją w życie lokalnych społeczności. Dodaje jednak, że zmiany byłyby konieczne.
„Lasy Sobiborskie są słabo zaludnione, ale ludzie tam żyją i to się nie musi zmieniać. Chcemy, by był to park narodowy otwarty, dostępny poza strefami ochrony ścisłej. Kluczowe będzie jednak dostosowanie gospodarki leśnej i wodnej do celów ochrony po to, by zahamować dalszą degradację np. przez suszę” – mówi Gorczyca.
Pieniądze przekonają samorządy?
Wiceminister Dorożała twierdzi, że znalazł argument, by złagodzić opór samorządowców wobec nowych parków narodowych. Tym argumentem są – bez zaskoczenia – pieniądze.
„Samorządy dostały zachętę w postaci subwencji ekologicznej. Od jakichś 20 lat trwały rozmowy na ten temat i teraz zostało to przez ten rząd załatwione. Jest duża szansa, że dzięki temu mechanizmowi zmieni się nastawienie wielu samorządów do tworzenia nowych form ochrony przyrody na swoim terenie” – mówi OKO.press Dorożała.
W ramach systemu subwencji ekologicznych, gminy otrzymują wsparcie finansowe nie tylko za powierzchnie parków narodowych i rezerwatów przyrody, ale również za inne formy ochrony przyrody, takie jak obszary Natura 2000, parki krajobrazowe oraz użytki ekologiczne. Subwencje mają zrekompensować potencjalne ograniczenia rozwojowe wynikające z obowiązujących przepisów ochronnych.
Za hektar parku narodowego gminy mogłyby rocznie dostać 620 złotych, za hektar rezerwatu – 310 złotych, za hektar obszaru Natura 2000 – 46,50.
Ogromna kwota w budżecie
Kwoty te są dodawane do subwencji ogólnej gminy i mają charakter niewiążący – gmina może je wydać na dowolny cel. Ma to zachęcać samorządy do współpracy w zakresie ochrony przyrody i zmniejszyć lokalny opór wobec tworzenia nowych obszarów chronionych lub rozszerzania już istniejących.
„Do budżetu gminy można by rokrocznie pozyskać około 5–6 mln zł. To ogromna kwota – mniej więcej połowa dochodów własnych gminy. Naszym warunkiem byłoby jednak prowadzenie rozmów o takim przebiegu granic parku narodowego, by objął wyłącznie tereny leśne, a nie np. rolnicze. Właśnie tu widzę realną przestrzeń do rozmowy. Niestety, podczas nadzwyczajnej sesji ani mieszkańcy, ani rada gminy nie wyrazili zgody na kontynuowanie rozmów. Moim zdaniem należałoby najpierw dobrze rozpoznać temat, a potem decydować” – mówi Balczun.
Rewolucja zaczyna się nad Odrą?
Doktor Marta Jermaczek-Sitak, biolożka i edukatorka przyrodnicza zwraca uwagę, że Park Narodowy Doliny Dolnej Odry jest na tyle specyficznym miejscem, że trudno będzie rządowi powtórzyć (wciąż ewentualny) sukces gdzie indziej.
„Tam nie ma przemysłu, nie ma rolnictwa, nie ma lasów. To głównie dlatego z tym parkiem poszło stosunkowo łatwo. Tereny starorzeczy Odry nie nadają się do zaorania i obsiania np. kukurydzą. Mogą służyć jako łąki i pastwiska, i właśnie tak będą mogły być użytkowane nawet po powołaniu parku narodowego” – mówi dr Jermaczek-Sitak.
Wśród propozycji nowych parków narodowych większość różni się znacznie od odrzańskiego międzyrzecza. To tereny z działającą gospodarką leśną, otoczone terenami rolniczymi, nierzadko popularne cele wyjazdów. Turnicki Park Narodowy, Mazurski Park Narodowy – te nazwy nieprędko zobaczymy na mapach. Krok do przodu, jakim niewątpliwie są subwencje dla gmin, w przypadku tych terenów może okazać się niewystarczający i konieczne będą zmiany w ustawie.
Doktor Jermaczek-Sitak komentuje: „Większość terenów, na których można by powołać parki narodowe, ma zbyt dużo wartości ekonomicznej, żeby tam się dało coś zrobić. Ale myślę, że warto próbować. Często te grupy, które są najbardziej przeciwne, to różne lokalne lobby – leśne, drzewiarskie, łowieckie, czy rolnicze. Przy czym nie mówię o drobnych, a o dużych rolnikach. Wszyscy mają tam swoje interesy i łatwo ich nie odpuszczą”.